14 czerwca 2007

Pierwsze "normalne" wyjście na miasto i gdzie kończymy?

No kończymy w knajpie, która od pierwszej chwili się kojarzy.
Kojarzy się z amsterdamska Rokeriją, z edynburskim Opium, z warszawską Jadłodajnią i Rock&Rollem (z krakowskim zresztą też), z trójmiejską JakąśTamKnajpąKtórejNazwyNiePamiętam, z toruńską Ptaszarnią i z całą masą innych knajp w Europie. W Stanach podejrzewam, że też, ale nie wiem, nie byłem, dopóki o wizę trzeba będzie błagać nie będe, to szybko raczej nie sprawdzę.
W skrócie - skończyłem 3 godzinne zwiedzanie w normalnej, klasycznej, rockowej melinie.
Jakby klientom zmienić kolor skóry (i to nawet nie wszystkim, bo z 20 osób 2 to jacyś europejczycy/euroamerykanie) to możnaby spokojnie powiedzieć że jest się w jakimś europejskim mieście.
Różnice? No może tyle, że w tych europejskich obsługa nie podchodzi co kilka minut żeby dopełnić kufel do pełna z dzbanka (o ile się taki zamówiło).

No cóż. Człowiek może wyjść z rockowej meliny, ale rockowa melina nigdy nie wyjdzie z człowieka.

Gosi, Caltcie i swojej przyszłej żonie dedykuje.

Tej ostatniej ze współczuciem...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

O jak miło ;-)

Luster pisze...

Wow, dostalem pierwszy komentarz od jedynej czytelniczki :-)

Anonimowy pisze...

te luster,knajpa co to nie pamietasz nazwy to byl bunkier.Zgadnij kto ;]