25 czerwca 2007

Traffic



Nareszcie udało mi się zrobić zdjęcia które chociaż częściowo oddają jak czuje się europejczyk na indyjskiej ulicy.

Jak już wspominałem przepisy ruchu drogowego są tu tylko sugestią. Na drodze 2 pasmowej z łatwością zmieszczę się 3 samochody i ze 2 motory. Jeśli jest korek i przypadkiem w drugą stronę droga jest wolna to każdy rozsądny człowiek zrozumie że to marnotrawstwo. Dlatego kierunek w jakim poruszając się samochody na danym pasie jest rzeczą dynamiczną i zmienia się w zależności od natężenia ruchu. Genialny wynalazek, prawda?

I widzimy sytuację gdy na ulicy która w zamierzeniu projektanta miała 2 pasy w każdą stronę stoi sobie 6 samochodów obok siebie zajmując 3 pasy. Na 4 pasie czasem pojawia się ktoś jadący w drugą stronę. Zwykle na wszelki wypadek zaczyna trąbić jak wściekły. Zresztą jak tu ktoś przez 5 minut nie zatrąbi przynajmniej raz to uważa, że samochodem/rikszą/motorem nie jechał. No i stoją sobie te samochody co jakiś czas ktoś wpadnie na pomysł, że jak zacznie głośno trąbić to na pewno korek się rozładuje szybciej, inni domyślają się, że do tego potrzeba więcej trąbiących, więc spędza się 10 minut przy przyjemnej relaksującej muzyczce. Samochody w końcu zaczynają jechać i nagle widać przyczynę zamieszania. Na końcu ulicy, jakieś 50 m przed skrzyżowaniem pasy ruchu są rozdzielone barierką. No i nagle wszyscy z prawego pasa muszą wbić się na środkowy. Wbić się to jak najbardziej właściwe słowo. Zamieszanie jakie powstaje jest dość oczywiste i tłumaczy dlaczego za tym punktem przez kilkaset metrów ciągnie się korek...

Podobnie jest z pasami dla pieszych. Po pierwsze światła są rzadkością. Po drugie jak już są i nie ma obok posterunku policji to wszyscy mają je... no uważają je za sugestię. Same pasy bez świateł nie są nawet sugestią. Ani dla kierowców, ani dla pieszych.

Wszelkie ulice przechodzi się więc najłatwiejszą metodą na świecie. Idzie się. Nie wydaje się to aż tak dziwne dopóki nie chce się przejść np. 6 pasmowej drogi szybkiego ruchu.... albo nawet takiej jak na załączonym zdjęciu. Tak. Zdjęcie nie jest robione z rikszy, tylko z wysepki przy której się schroniłem w czasie przechodzenia przez ulicę.

Kiedyś się tego nauczę. Na pewno. Na razie wolę zaczekać na kogoś miejscowego i iść za nim. Chyba właśnie po to mają ich tu ponad miliard, nie?

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czułbym się tam jak w domu ;).

Anonimowy pisze...

widze ze w dalszym ciagu jestes zaintrygowany ruchem i organizacja ruchu, gdzie pasy ruchu, przejscia dla pieszych i skrzyzowania to proforma. A jednak to sie jakos kupy trzyma...
PS. Pamietaj o rikszach z LPG :> poza tym jak mozesz pisac ze smierdzi tylko co ktorys krok.
Z tego co pamietam poruszasz sie rikszami... wtedy masz okazje zaznac kazdego mozliwego smrodu, wraz ze spalinami, gdzie takie auta u nas przechodzilyby przeglady techniczne tylko za lapowke albo u pana stasia w kanciapie...

Totalnie nie zgadzam sie, dla mnie tak jebalo niemilosiernie wszedzie.

Luster pisze...

Moze to po prostu kwestia pory roku... albo dzielnicy. Smrod punktowy zauwazylem w okolicach mojego hotelu, czyli w scislym centrum miasta. Faktycznie jak sie chodzi po nieco mniej centralnych ulicach to jedzie wszedzie. Ale w niektorych miejscach znacznie mocniej i niespodziewanie :-)